piątek, 24 maja 2013

Dzień 18: Ciężko, oj ciężko


  Kolejny tydzień leci sobie a ja stoję ze wszystkim w miejscu, jestem zła na siebie , że nie mogę złapać tego odpowiedniego momentu na pełną mobilizację. Zauważyłam, że po prostu trzeba trafić w dzień. Wiele razy podejmowałam diety bezskutecznie ale jak trafiłam w odpowiedni moment to w nich trwałam. Co prawda teraz nie chcę być na żadnej diecie odchudzającej a tylko zmodyfikować spożywane jedzenie ale ciężko mi to idzie, jak krew z nosa albo i gorzej. Jak już wspominałam moim grzechem jest cukier, owszem nie szkodzi mi, bo nie spożywam go w nadmiarze ale kocham słodkie i to mnie gubi, to znaczy że moja waga stoi. Dziś z rana postarałam się o to aby cukier zastąpić co prawda słodkim ale owocem - bananem, wiem że jest on jednym z kaloryczniejszych owoców ale lepsze to niż buła albo drożdżówka. Do tego grahamka z chudą wędlinką i czuję się bardzo nasycona. 


 
  Trening oczywiście został zaliczony - dziś dzień z Mel B oraz dodatkowo dorzuciłam sobie Jillian Michaels "six pack cz1". Mam niebywałe szczęście, że mój niespełna trzyletni synek daje mi poćwiczyć, kochany nauczył się, że gdy mama ćwiczy to się nie przeszkadza i albo ogląda bajkę albo siedzi i przygląda się jak ćwiczę. Kocham go za to, że mimo tak wczesnego wieku ma dla mnie tyle zrozumienia.

poniedziałek, 20 maja 2013

Dzień 14: powrócona znad morskich pieni

 

  To już wynika, iż walczę dwa tygodnie i jak na razie spektakularnych spadków nie widać. Najgorsze jest to, że ostatni weekend spędziłam z dziećmi i rodzicami nad morzem. Czemu to jest najgorsze? Ano spieszę donieść, iż moi rodzice rozliczali mnie z każdej zjedzonej rzeczy, oczywiście nie finansowo ale wg nich za mało jem. Codziennie zaglądali mi w talerz i czekali aż zjem, ciągle słyszałam jak to mizernie jadam, i że od tego jedzenia nijakiego szlag mi trafi włosy, zęby, cerę itp. Tylko według mych rodziców jedzenie normalnie i zdrowo to żadne jedzenie. Nie szło przetłumaczyć, iż nie jestem głodna, że wolę zjeść kawałek ryby a nie cały kopiasty talerz, no traktowali mnie jak małe dziecko, które może zagłodzić się na śmierć. Jeszcze żeby to miało coś krzty prawdy ale nie ma, nosz zjadam te 1500-1800 kcal kurka wodna a oni by chcieli abym pochłaniała chyba z pięć razy tyle.


  W każdym razie zaplanowany wypoczynek nie bardzo się udał. Z jednej strony marudzący najmłodszy syn a z drugiej tacy sami rodzice. Wróciłam zmęczona, z bólem głowy i żołądka oraz przejedzona rybami.

czwartek, 16 maja 2013

Dzień 10: wreszcie coś ruszyło

 

  Dziś mija sobie 10 dzień postanowienia i po zważeniu się mam 600 g mniej, czyli 65,5 kg. Jeszcze nie skacze z radości pod sufit, bowiem moje ciało lubi sobie robić spadki i wzrosty o 1 kg w ciągu miesiąca, także jeśli jeszcze coś spadnie to wtedy będę pewna, że to jest to na co czekałam.



 
  Z samego rana zrobiłam sobie " Trening z gwiazdami " Chodakowskiej, właśnie jestem po kąpieli i czuje się o niebo lepiej niż po przebudzeniu. Ostatnio najmłodszy syn sobie wędrówki nocne urządza a to mnie wykańcza, bo niestety jestem z tych osób co będą czuwać aż uśnie a nie spać w najlepsze, tylko że zaśnięcie zajęło mu 1,5 godziny :/.  Dobrze, że mam w miarę odporny organizm na takie zdarzenia i potrafię przetrwać dzień bez słaniania się po kątach i szukania miejsca do drzemki. Owszem drzemka to byłoby dobre rozwiązanie ale niestety zaprogramowana jestem na torturowanie samej siebie ;).
  W każdym razie troszkę poprawił mi humor widok licznika wagi, także dzisiejsze niewyspanie mi nie straszne.

poniedziałek, 13 maja 2013

Dzień 8: chyba mam tak zwany "zjazd energetyczny"

 

 Witam Was kochani, dziś niewiele mam do napisania. Od kilku dni męczy mnie brak energii do czegokolwiek, jestem cały czas zmęczona, senna czyli tzw "przymulona". Waga stoi sobie jak stała, no ale nie od razu Rzym zbudowano i czekam aż ruszy bo ona jest ostatnimi czasy strasznie złośliwa i wystawia mą cierpliwość na próby. Za to wczoraj dla poprawy humoru wybrałam się zrobić sobie pazurki, choć tyle dla samej siebie oprócz ćwiczeń mogę sobie zagwarantować w miesiącu. Humor co prawda się poprawił aż do dzisiejszego ranka kiedy to ponownie nie mogłam oderwać głowy od poduszki o szóstej nad ranem, wypiłam kawę i nic a tu jeszcze syn z podręcznikiem czekał aby do sprawdzianu go odpytać po raz n-ty w ostatnim tygodniu. Na dziś zaplanowany mam skalpel Chodakowskiej, myślę, że i szybciej się za niego zabiorę tym lepiej, chcę mieć to już za sobą. Zdecydowanie nie jest to dzień na ćwiczenia lecz bez nich czułabym się jeszcze gorzej a tego na pewno nie chcę.
Żywieniowo odpadam, nic mi nie smakuje ostatnio, wczoraj zrobiłam sałatkę z pomidora, ogórka, natki, wędzonego kurczaka i przypraw i nie mogłam zmęczyć, stawało mi w gardle. W ogóle od jakiegoś pół roku mięsa nie są moja ulubioną formą jedzenia, odrzuca mnie na myśl o nich i efekt jest taki, że jak mam je zjeść to na samą myśl mi się w gardle zbiera. Także dziś chyba zrobię mała alternatywę i zakupię kotlety sojowe.

sobota, 11 maja 2013

Dzień 6: po imprezie urodzinowej


    No i wczoraj mieliśmy zaległe urodzinki syna. Tort był i moje zanurzone w nim zęby też, wyszedł tak dobry, że grzechem było jego nie spróbowanie aniżeli schowanie z powrotem do lodówki. Zaletą moich tortów jest to, że znikają od razu w ten sam dzień, nie mam problemu aby goście go nie pochłonęli :). Także tyle dobrego dla mnie :) Dla uspokojenia wyrzutów sumienia - lekkich ale jednak - poćwiczyłam z Jillian Michaels program" six pack cz 2" oraz wykonałam 20 minut podskoków w różnej formie i kurcze od razu lepiej się poczułam.
   Waga zapewne spadku po tym kalorycznym torcie nie ukaże ale co tam trwam nadal. Dziś planuję w ogóle to troszkę dać żołądkowi odsapnąć, właśnie kończę lekką kawkę z mlekiem w postaci "pół na pół" a tuż obok niej czeka zaparzony rumianek, który nota bene pomaga mi na moje dolegliwości żołądkowe rewelacyjnie. 
   No i aktywność fizyczna sprowadzona jest dziś przeze mnie do poziomu parteru, pierdzielę i dziś nic nie robię. Poświęcę czas dzieciakom.

P.S. czy ktos z bloggerów może mi wyjaśnić dlaczego raz pisze mi edytor z odstępami a raz bez, czasem czcionka jest ciemniejsza a czasem jaśniejsza ? Skoro ustawienia mam takie same? 

czwartek, 9 maja 2013

Dzień 4: Pomału do przodu

 

 A więc mija sobie czwarty dzień mego postanowienia. Na razie staram się dzielnie trzymać, aczkolwiek czasem coś "liznę" w przelocie czego nie powinnam, tyle tylko, że nie pozostaje w tym na dłużej :). Na dziś zaplanowałam ćwiczenia z Mel B, generalnie piątek jest przeznaczony tylko dla niej. Jest tylko jedno maciupeńkie "ale" - pogoda się skitrała z deczka i mam chwilowy zanik formy i motywacji do ćwiczeń. Wiem, że je wykonam ale gdy są takie dni deszczowe, to po prostu robię je aby zrobić nie czerpiąc z nich energii, bo sama jestem jej pozbawiona doszczętnie.
W takie dni musiałabym sobie zmodyfikować dietkę i więcej witamin dostarczyć, dobrze że dziś targ otwarty to udam się w celu nabycia witaminowych bomb i upichcenia czegos pod siebie. Tylko najlepszą wersją dla mnie byłoby gdyby ktoś mi to zdrowe jedzenie przyrządził i podał gotowe na talerzu. Nie mam koncepcji absolutnie na posiłki. Ja to w ogóle jestem maniaczką wszystkiego co słodkie, kocham te moje łakocie i ciężko mi na sercu jak muszę je sobie ograniczyć. Wspaniale by było gdyby moja dieta mogła się składać choć w połowie z czekolady i dobrego ciasta, mmmmmmm, wtedy wszystko inne się może schować.

Może ktoś z was zna dobre przepisy na dietetyczne jedzenie? Bo ja zdecydowanie w tym jestem za monotonna.

środa, 8 maja 2013

Dzień 3: Obmierzyłam się 

 

Jak obiecałam dokonałam pomiarów i oto one: talia - 70,5 cm, brzuch - 77 cm, biodra - 95,5 cm, udo - 57 cm, waga obecna to 66,1 kg. Nie jest źle ale te choć małe spadki mnie bardzo ucieszą i nie oczekuję cudów po tygodniu pracy tylko co najmniej po miesiącu. Dziś mam w planach trening Chodakowskiej z gwiazdami, lubię go gdyż nie jest monotonny, pozwala i popracować nad mięśniami i na podwyższonym tętnie, no i mój najbardziej ulubiony trening na mięśnie brzucha :). 

Tak z lekkim sentymentem patrze wstecz kiedy to uważałam, że wysiłek fizyczny jest pase, nienawidziłam lekcji W-F a po tylu latach wszystko się zmieniło. Gdyby ktos kilka lat temu powiedział mi, że będe codziennie ćwiczyć wyśmiałabym go, broniłabym sie rękoma i nogami i szła w zaparte. 
Jednak do niektórych decyzji trzeba po prostu dorosnąć. Mentalnie zmieniłam się pod tym względem, że wszystko co robię w kierunku zmiany swego wyglądu robię dla siebie, ot tak po prosty. Nie dla mężą, dla otoczenia, po to aby mi zazdrościli - nie - to jest tylko moja decyzja, poprzedzona wieloma nieudanymi próbami. Teraz jestem tu i teraz, chcę dokończyć to co zaczęłam i nie potrzeba mi do tego sprzętów, odżywek itp, wystarczy mi zmaganie się ze swoim ciałem, doprowadzanie go do granic możliwości a następnie odpływanie po ogarnięciu mego ciała przez endorfiny. Nie potrzeba mi wiele do tego aby być szczęśliwą.

wtorek, 7 maja 2013


Dzień 2: czyli dopiero się rozkręcam

Jeden dzień za mną - czy udany? No cóż mogło być lepiej aczkolwiek i tak zaliczam go do moich małych sukcesów. Udało mi się jak codzień wykonać trening, zjeść konkretne śniadanie i nie łasić się na słodkości.

Jutro dokonam pomiarów i co tydzień postaram się uaktualniać swoje osiągnięcia, oby takowe były :).

Stwierdziłam, że muszę też zmienić nastawienie do samej siebie. Niby widzę zmiany, ciuchy mniejsze kupuję ale nadal stojąc przed lustrem postrzegam siebie jako grubego kaszalota z rozciągnięta skórą, rozstępami i galaretowatymi udami. Wiem, że im bardziej się w tym utwierdzam tym trudniej mi uzyskać to do czego dążę. Mój organizm się blokuje a ja tylko popadam we frustrację. 

Postanowienie: postrzegać siebie jako piękną kobietę i motywować tym organizm do dalszej walki.


poniedziałek, 6 maja 2013


Dzień 1: Trochę o mnie

 

Witam Was wszystkich na moim blogu,
Zaczne może troszkę od siebie :) Mam na imię Żaneta, 32 lata i 173 cm wzrostu, jestem na chwile obecną mamą na pełen etat trójki dzieci. Dlaczego zaczynam od wieku i wagi? Ano dlatego, że właśnie o tym będzie mój blog. W chwili obecnej moja waga wynosi 65 w porywach 66 kg, ktoś napisze "Przecież jest w normie, po co wariować?", ok jest w normie ale jeszcze kilka lat temu nie była, ważyłam prawie 98 kg więc sami rozumiecie, że droga jaką przeszłam nie była usłana różami a na efekty ciężko pracowałam i chcę pracować. Mój cel to 60 kg, wiem, że może być to trudne do zrealizowania bo już moja waga od jakiegoś długiego czasu sobie stoi i tak skacze a to kilogram do góry a to na dół ale zdecydowałam się powalczyć dla samej siebie. 
Napisze też jak trzymam wagę w ryzach na codzień. Otóż staram się nie jeśc kolacji, ćwiczę godzinkę dziennie, nie jem smażonych i tłustych potraw i co najważniejsze nie rezygnuję ze słodkiego, zjadam moje kochane słodkości do południa aby mieć szanse choć troszkę je później w ruchu spalić. Generalnie wyszłam z założenie "Chcesz dobrze zjeść to się ruszaj" i bilans się wyrównuje.  Aczkolwiek nie wiem czy dla efektu spadkowego nie będę musiała niektórych rzeczy ograniczyć o połowę :)
Jeśli chodzi o ćwiczenia oddałam się im całkowicie, jestem na tym etapie kiedy dzień bez nich nie pozwala mi usiedzieć na czterech literach i chodzę wtedy poddenerwowana niewykonanym obowiązkiem. Pochłonęła nie Jillian Michaels, Chodakowska oraz Mel B. Staram się układać sobie naprzemiennie trening cardio z treningiem na rzeźbę. Oczywiście wiem, że mięśniom także należy się odpoczynek więc niedziela jest dla mnie takim dniem bez wysiłku fizycznego aczkolwiek gdy słonko za oknem, to aż się chce wsiąść na rower i pojechać przed siebie i tym sposobem ostatnio po raz pierwszy w tym sezonie pojechałam sobie 14 km w 35 minut - wiem, wiem żadna rewelacja ale jak dla mnie to jest już coś.

Także kochani postaram się codziennie meldować i zdawać relacje z całego dnia, mam nadzieję, że ktoś się przyłączy bo nie ma to jak wzajemna motywacja. I nie patrzcie na to, że nie warto tu pisać bo ja niby nie mam z czego się odchudzać, spójrzcie pod kątem tego, że kiedyś też było mi ciężko, walczyłam o lepszą siebie i prawie wygrałam. I nie chodzi mi o bycie chudą, chcę być fit, tak mi się marzy i do tego dążę. 

Obserwatorzy